Już 10 maja 2016 roku w sali widowiskowej KCKSiR będziemy mogli uczestniczyć w kolejnym pokazie filmu z cyklu "Film z Krzyżykiem". "Bernadetta. Cud w Lourdes". Wejściówki można nabyć w dwóch kłodzkich parafiach (Wniebowzięcia NMP w Kłodzku i w Parafii Podwyższenia Krzyża Św. w Kłodzku) za 6 zł.
Poruszająca opowieść o cudownych objawieniach, które odmieniły życie tysięcy ludzi. Od lutego do lipca 1858 roku, Matka Boża 18 razy objawia się Bernadetcie Soubirous (znakomita kreacja Katii Miran); prostej, obdarzonej dużym temperamentem, nieco upartej, ale niezwykle uczciwej nastolatce z prowincjonalnego Lourdes na południu Francji. Do miasteczka zaczynają przybywać pielgrzymi, dochodzi do cudownych uzdrowień, a wieść o Lourdes obiega świat. Dziś Lourdes jest jednym z najsławniejszych miejsc pielgrzymek na świecie, odwiedzanym co roku przez 6 milionów pielgrzymów, a Bernadetta uznana została świętą.
Wywiad z Jeanem Sagolsem, reżyserem i współscenarzystą filmu pt. Bernadetta. Cud w Lourdes
Co zainspirowało Pana do wyboru tego tematu na projekt filmowy?
Pomysł przyszedł od przyjaciela, który wyprodukował w 1987 roku film Jeana Delannoya Bernadette. Jako że w 1943 roku pojawił się film Henry’ego Kinga Pieśń o Bernadette z Jennifer Jones, mój przyjaciel stwierdził, iż trzeba systematycznie powracać do tego tematu. Zwrócić się do nowego pokolenia, które słabo bądź wcale nie zna Bernadety Soubirous. Z różnych powodów osobistych zadałem sobie wtedy pytanie, co mógłbym zaproponować, co chciałem przekazać poprzez tę bohaterkę. Nie wiedziałem jak się ustosunkować do tego tematu. Absolutnie nie chciałem się posłużyć scenariuszem Jeana Delannoya. Chciałem nakręcić nowy film. Zaproponowałem im napisanie scenariusza z Sergem Lascarem, przedstawienie historii z naszego punktu widzenia, wyjście z opowieści i narzucenie naszej opinii, równocześnie szanując symbolikę tej świętej.
Jakie w takim razie było wasze podejście? Co chcieliście przekazać?
Jedno ze zdań, które wypowiedziała Bernadeta, bardzo nas uderzyło: „Nie otrzymałam polecenia sprawić, abyście uwierzyli, ale aby wam to przekazać”. To nie jest kazanie, nie posłużyła się swoją wizją, nie wykorzystała jej, żeby się wywyższyć czy też, by narzucić swoje przekonania. Po prostu opowiedziała to, co się wydarzyło. Uściśliła też, że „cudu nie można wytłumaczyć, można tylko go przeżyć”. Wyszliśmy z założenia, że to Bernadeta ożywia tę historię, to ona jest jej początkiem i skoncentrowaliśmy się na sposobie, w który zmierzyła się z opinią ludzi, władzami publicznymi oraz Kościołem w czasach, gdy Napoleon III właśnie wprowadził zarządzenie podkreślające laickość szkół. To dlatego ta historia stała się niezwykle ważna i Bernadeta broniła swoich opinii z ponadludzką siłą. Interesowała nas jej determinacja – coś czuję, coś widzę, mówię wam o tym, kropka. Nie próbujcie mi przeszkodzić, nie próbujcie skłonić mnie do zaprzeczenia tego, czego jestem pewna.
Na czym oparliście się przy pisaniu scenariusza?
Wszystko jest prawdziwe. Oparliśmy się na ośmiu dziełach napisanych przez ojca Laurentina. Znaczną część swojego życia poświęcił on na zbieranie wszystkich istniejących dokumentów na temat tej historii. Bardzo uczciwie wszystko przeanalizował. Nie przemilczał niektórych faktów, na przykład reakcji zakonnic, które po przyjęciu Bernadety do zakonu okazały się w stosunku do niej dość agresywne. Jedynie postaci dwóch dziennikarzy nie mają swoich pierwowzorów. Poprzez ich obecność chcieliśmy przedstawić aktualną sytuację, pokazać charakterystyczne postawy czy przybliżyć widzowi choćby to, jak wtedy traktowano „szaleństwo” i depresję.
Czy byliście zaskoczeni? Ta nietypowa historia wywarła na was wrażenie?
Jak najbardziej i byłem zafascynowany zwłaszcza temperamentem Bernadety. To właśnie jej temperament sprawił, że chciałem opowiedzieć jej historię. W naszych czasach w coraz większym stopniu tracimy osobiste odniesienia uczuciowe nie tylko jeśli chodzi o religię. Bernadeta nie miała wystarczającego wykształcenia, aby zakotwiczyć swoją wizję w strukturze religii. Mówiła, że zobaczyła „panią”, nie Matkę Bożą, i byłem zaskoczony jej chęcią, jej pozycją w stosunku do tych, którzy chcieli, by się ugięła, których uderzyło to, co mówiła im prosto w twarz. Wytrzymała nacisk nie tylko ze strony Kościoła, który analizując cud nie wiedział, jak sobie z nim poradzić, lecz także ze strony władz publicznych, komisarza. Widział on, jak jego powiat liczący cztery tysiące mieszkańców jest zalewany przez chordę około pięciuset tysięcy ludzi. Oparła się także królewskiemu prokuratorowi, który otrzymał oficjalny nakaz, aby wszystko zatrzymać. Jak mogli się zachować względem Bernadety? Czy mogli przyjąć jej wizję? Zawsze była pewna swego wobec nich, posyłała im przenikliwe spojrzenia i sądzę, że jej siła wprowadzała w zakłopotanie tych, którzy mieli z nią kontakt. W tym sensie jest to silna postać, której przekonanie było motywacją dla mnie i dla Serge’a, chęcią powiedzenia dzisiejszym młodym ludziom: kroczcie waszą drogą, dajcie z siebie wszystko, walczcie o wasze pragnienia, projekty.
Jak rozwiązał Pan problem filmowego przedstawienia wizji Bernadety?
Dużo dyskutowaliśmy na ten temat z całą ekipą. Henry King postanowił pokazać te wizje, Delannoy nie. Wyobraziliśmy sobie, że moglibyśmy przedstawić je poprzez jej oczy, ale to podejście było zbyt osobiste. Ostatecznie postanowiliśmy, że przedstawimy je w swego rodzaju wielkiej białości, ostrym świetle. Nie chciałem przeinaczać jej spojrzenia, tylko naprawdę pokazać, że widziała coś, czego inni zobaczyć nie mogli. Gdybyśmy niczego nie pokazali, wyszlibyśmy z założenia, że niczego nie widziała, co przeszkadzało mi w filmie Delannoya. Chciałem, żeby weszła w formę transu, co dość dobrze działało w filmie Henry’ego Kinga, ale ich podejście wydawało mi się również zdecydowanie zbyt realistyczne.
Jaka jest atmosfera tego filmu?
Film nakręciliśmy w Portugalii, gdzie, prawie naturalnie, odnaleźliśmy atmosferę z czasów przedstawianych zdarzeń, której nie mogliśmy odtworzyć za pomocą dekoracji. Niespecjalnie szukałem formy chłodu, raczej przydymionego światła powiązanego z atmosferą otrzymaną dzięki oświetleniu za pomocą świec. Aby uzyskać muzykalny nastrój, starałem się znaleźć pewną formę liryzmu.
Dlaczego wybrał Pan właśnie Katię, co uwiodło Pana w jej osobowości?
Miała w sobie coś ostrego, upartego, co mi się podobało. Jest bardzo zawzięta i przekonana o swojej racji. Chciałem, by grała postać, jaką jest naturalnie, w swojej prostocie. Poprosiłem ją tylko, aby nauczyła się formy gestykulacji fizycznej. Urzekło mnie jej spojrzenie. Ono przenosi się na widza. Fakt, że Katia jest debiutantką, był dodatkowo interesujący. Jest w niej pewna niewinność, pojawia się na naszych ekranach nagle, tak jak kiedyś nagle pojawiła się Bernadeta.
Czy ta przygoda wpłynęła na Pana w jakiś sposób?
Naprawdę zmieniłem się, jeśli chodzi o życie osobiste. Nie mogę dzisiaj pozostać obojętny na to, co proponuje historia tej dziewczyny. Przed tym filmem miałem inne wyobrażenie o Lourdes. Gdy pojechałem tam z ekipą na pierwsze przygotowania do nagrywania filmu, było bardzo gorąco. Na koniec dnia usiedliśmy i zobaczyliśmy cały pochód chorych prowadzonych przez młodych ludzi idących w procesji. Przeszli przed nami i byliśmy zaskoczeni ich uśmiechem, oznakami szczęścia, które do nas kierowali. Poczułem, że to właśnie jest cud Lourdes; to, co pozostało po Bernadecie – ta intensywność, siła, którą w sobie miała, którą dzieli się z tymi wierzącymi i niewierzącymi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz